Pisząc ostatnio o empatii i działaniu na korzyść innych z pobudek osobistych (empata wyczuwa całym sobą nastrój innych, i chce, żeby był on pozytywny, bo ma on wpływ na samopoczucie empaty) przyznałam się, że sama przez jakiś czas buntowałam się przeciw takiemu odruchowi u siebie, w przekonaniu, że jestem wykorzystywana (częściowo na pewno tak było), a nawet w poczuciu, że przez to jestem jakąś miękką bułą bez charakteru, nie potrafiącą zadbać o siebie, tylko wiecznie dbającą o komfort innych. Po wysłuchaniu teorii Anity Moorjani, którą na podstawie książki „Sensitive Is The New Strong” przedstawił Jarosław Gibas w swojej recenzji tej pozycji na Yotube, bardzo mi ulżyło, i poczułam, że przecież MAM WYBÓR.
To ja wybieram, czy chcę komuś pomóc, czy nie. Popełniamy również wiele innych wyborów: czy chcemy się wiecznie spieszyć, albo złościć na wszystkich i wszystko, lub na coś jednego i konkretnego, objadać słodyczami pod korek, leżeć na kanapie przed tv lub skrolując telefon, zamiast wyjść na spacer czy poczytać książkę, albo chociaż ciekawe posty, które coś wnoszą do naszego życia, a nie tylko pokazują, co kto ma, i co kto zrobił…
I zastanawiając się, co chciałabym Wam dzisiaj powiedzieć, sięgnęłam po książkę, która leżała otwarta na parapecie okna obok mojego biurka. Jak myślicie, co tam znalazłam? Książka nosi tytuł „No, to czego chcesz” i napisana została przez Tadeusza Niwińskiego, a pożyczyłam kilka miesięcy temu od osoby, która miała ją w półeczce z wieloma innymi otrzymanymi w ‘gratisie’ przy różnych okazjach. Tak więc całkowicie nie celowa lektura. Autor bardzo swojskim językiem mówi o deficycie chcenia, lenistwie i wyborach, w takim nieco innym kontekście. Jak myślicie, na jakiej stronie książka była otwarta?? Dokładnie! Na minipodrozdziale:
Możliwość wyboru
Jedno w ważniejszych „Aha!” w życiu człowieka pojawi się, kiedy nagle budzimy się ze świadomością, że życia mija, a my ciągle obiecujemy sobie, że kiedyś… Błogosławiona chwila, w której człowiek zaczyna dostrzegać, że to też jest WYBÓR.
Tak, bo brak działania to też działanie, jak powiedziała podobno Francine Rivers (dodając: a milczenie może przemawiać głośniej niż słowa…). Wybieramy brak działania. Ja wybierałam brak działania, i wcale nie czułam się wtedy lepiej. Owszem, czułam, że kontroluję sytuację, a w zasadzie siebie. Miałam przekonanie, że oto nie daję się wykorzystywać.
Jednak czy faktycznie czułam się dzięki temu lepiej?
Moje zahamowania emocjonalne, nie pozwalające mi na wiele pozytywnych emocji, a przede wszystkim ich wyrażania, już sprawiały, że czułam się często jak sztywniak i odludek. Blokując moje reakcje na potrzeby innych ludzi, zaczęłam blokować kolejną sferę mojego istnienia. Na dłuższa metę to nie mogło zagrać, i nie zagrało. Czułam się jeszcze bardziej wyobcowana, odsuwająca się od ludzi w obawie przed byciem naiwną czy wykorzystywaną. Natura ciągnie wilka do lasu, więc to blokowanie się było nieprzyjemne. I czułam się z tym źle, nawet bardzo źle. Naturalnie więc chciałam znaleźć jakiś kompromis, by odnaleźć znowu tą część mnie, która nie zastanawiała się, czy komuś pomóc, tylko to robiła. I wierzcie mi na słowo, nie było łatwo. Bo jak już raz zaczniesz się zastanawiać, to niepewność zostaje na zawsze. Powoli jednak odbudowywałam w sobie tą chęć, odruch, a nawet powiedziałabym: nawyk. I jest mi z tym dużo lepiej.
Widać taki kryzys był mi potrzebny. Również do tego, żeby zrozumieć, że nie tylko problemy dzielę z innymi, ale też ich radości mocno na mnie wpływają. To wielki pozytyw bycia empatą, bo mój własny optymizm potęgowany jest każdą dobrą energią, która jest czy pojawia się wokół mnie! To naprawdę ekscytujące zauważać to świadomie, i równie świadomie przyjmować 😊
Z perspektywy czasu doszłam też do tego, dlaczego było mi z tym tak źle. Moje celowe niedziałanie (niepomaganie) kłóciło się przecież z moimi wartościami! Bo zaraz po szacunku i bezpieczeństwie stoi u mnie bezinteresowność. Nie bez przyczyny przecież. Jest wrośnięta we mnie i w naszym mega interesownym świecie faktycznie nie raz i nie dwa czułam się naiwniarą, lecąc z pomocą nawet tam, gdzie mnie nie proszono, a już tym bardziej bez własnego interesu 😊 Bezinteresowność mam w naturze, i powstrzymywanie się od pomagania innym było absurdalnym działaniem wbrew sobie. Teraz widzę to bardzo wyraźnie, cieszę się, że mam ten etap za sobą, i znowu mogę się cieszyć uszczęśliwianiem innych!
Nie tak dawno temu nawet moje przyjaciółki próbowały mnie przekonać, że to może jest bezwarunkowość? Ale nie, to jest bezinteresowność. I między tymi dwoma słowami jest dla mnie ogromna różnica! Nie mogłabym się nazwać bezwarunkową, o nie, wiele w moim życiu warunkuję, i warunków nie zmieniam. Natomiast działanie bezinteresownie przychodzi mi tak naturalnie, że teraz się zastanawiam, dlaczego w ogóle zaczęłam w to wątpić, a przy okazji w swoje wartości i sens pomagania innym?? Chyba to przez ten nasz materialny świat, który bezinteresowność traktuje jako słabość. Dałam się zwieść, że trzeba być takim a takim. Nie!
Trzeba być jak najbardziej sobą 😊
Na szczęście w kuchni nie poddaję się żadnym cudzym tendencjom, i gotuję tak jak lubię, czyli to, co mi fantazja przyniesie do głowy 😊 Lub co zobaczę w internecie, książce czy gazecie. Śmieszy mnie przerost formy nad treścią, mody na kuchnie z jakiegoś kraju czy koszmarnie drogie składniki, które nie mają smaku. Bo jeść należy to, co nam smakuje, i jest w miarę korzystne dla naszego zdrowia, a przynajmniej nie szkodzi. Tak też komponuję dania do moich jadłospisów, z których kolejny na nadchodzący tydzień znajdziecie TUTAJ 😊
—
Pomóż mi rozwijać mój blog 😊
Podoba Ci się treść ❓ Kliknij serduszko pod tytułem ❗
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie ❗
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz ❗
To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję ❗
