Dzisiaj powiem za Pani Bukowa mówię: Mój dzisiejszy nastrój oceniam na: JEM LODY PROSTO Z KARTONU … Gdybym przepadała za lodami, bo akurat fanką nie jestem 😉 Tak czy inaczej mój spokój w tym tygodniu odbiega świńskim truchtem coraz częściej, właściwie to czasem ledwo go widzę na horyzoncie… Ale jeszcze jest w zasięgu, więc szybko wraca, podsumowując: daję radę…
Podsumowując musiałam sama przed sobą przyznać, że nie tylko zmęczenie materiału na końcówce sezonu kalendarzowego jest tutaj przyczyną. To moja projekcja, oczekiwania, oczywiście niespełnione, dodają nerwowości i zniecierpliwienia. Bo założyłam, że po 10 grudnia będę miała już luz z kalendarzami, a tu figa z makiem! A raczej mnóstwo maku, i gdzieniegdzie figa 😁 Jakieś efekty – tak biznesowe, jak i typowo finansowe – z tego są, więc narzekać nie mogę, poza tym naprawdę jeszcze tylko trochę! I Będzie po. Do tego sypią się maszyny, sypią się ludzie, od kilku tygodni do „normalnego” szaleństwa sezonowego co rusz wpadają mniejsze i większe pożary, których gaszenie wymaga uwagi i czasu, którego ciągle mam w niedomiarze… I powiem Wam, że jestem dumna z tego, w jaki sposób reaguję, w jaki sposób rozwiązuję te nadprogramowe i niespodziewane niemiłe zadania. Kawał dobrej roboty w pracy z emocjami procentuje 💪 Co nie znaczy, że jest tak różowo – niestety nie… Były momenty grozy, a dwa razu była bliska rozpęknięcia, wybuchu wulkanu, a nawet łez.
Bo co za dużo, to niezdrowo, prawda?
Cierpliwość kończy mi się jedynie przy psie, który koniecznie chce się bawić z kotem, który absolutnie sobie tego nie życzy, no i niemożność wytłumaczenia obu gadom ich błędnych założeń autentycznie mnie przerasta, przez co zdarza mi się nie zachować spokoju 😉 Ale piesek jest z nami zaledwie od kilku tygodni, to dla mnie nowa sytuacja, takiemu wyzwaniu moje nerwy jeszcze nie były poddane! Bo wzięcie kotka ponad 11 lat temu nie było okraszone dodatkowymi atrakcjami – kotek zawsze był wyjątkowo grzeczny i nie wystawiał moich nerwów na próbę 😉 Po prostu nie lubi obcych w domu… Natomiast opanowanie temperamentu młodego psiaka to całkiem inna historia…
Reasumując: nadal nie mam czasu na gotowanie w tygodniu… Za to w sobotę czy niedzielę już wraca mi ochota upichcić coś nowego, jak potrawka z indyka w pysznym paprykowo-słodkim sosie, która przyrządziłam w ubiegłym tygodniu dla moich (spóźnionych) imieninowych gości – na który przepis na pewno polecę Wam już niebawem, może komuś przyda się na gorąca kolację w Sylwestra czy obiad w Nowy Rok 😊
Co do dzisiejszego tematu, założyłam, że znowu zrobię losowanie cytatu z intencją specjalnie na ten czas, więc sięgam do półki z książkami – tym razem padło na „Pielgrzyma” Paulo Coelho.
Przejrzałam kilka zaznaczonych fragmentów i wybrałam ten:
(…) Petrus zapytał mnie o pracę, i wtedy zdałem sobie sprawę, że już od dawna o niej nie myślałem. Obawa o interesy i zadania, które zaniedbałem, praktycznie zniknęła. Przypomniałem sobie o sprawach zawodowych dopiero owego wieczoru, ale nawet w tej chwili nie przywiązywałem do nich większej wagi. Cieszyłem się, że jestem na Camino de Santiago.
– Droga, którą przemierzasz, jest ścieżką mocy, toteż uczyć cię będę ćwiczeń Mocy. Podróż, która początkowo była dla ciebie czystą udręką, ponieważ pragnąłeś tylko dotrzeć do celu, z upływem czasu przemieniła się w przyjemność, przyjemność poszukiwania przygody. W ten sposób podsycasz marzenia, które są najistotniejsze. Człowiek nigdy nie przestaje marzyć. Marzenie jest pokarmem dla duszy, jak żywność jest strawą dla ciała. Przez lata naszego życia często się zdarza, że marzenia niosą rozczarowanie, a pragnienia kończą się zawodem. Mimo to wciąż trzeba marzyć, w przeciwnym razie nasza dusza umiera, i Agape nie może jej przeniknąć. (…) Dobra Walka to taka, która podejmujemy, bo tego chce nasze serce. (…) Dobra Walka to ta, która podejmujemy w imię naszych marzeń. Kiedy wybucha w nas z pełną mocą – w młodości – mamy wielką odwagę, ale nie potrafmy jeszcze walczyć. Gdy po licznych wysiłkach zdołamy posiąść tę umiejętność, nie mamy już tyle odwagi w walce. Wówczas zwracamy się przeciwko sobie, by w końcu stać się swoim najgorszym wrogiem. Uważamy własne marzenia za infantylne, nieziszczalne, za owoc nieznajomości realiów życia. Zabijamy nasze marzenia, bojąc się podjąć Dobrą Walkę.
– Pierwszym symptomem, który ujawnia, ze zabijamy marzenia, jest brak czasu – ciągnął Petrus. – Najbardziej zajęci ludzie, jakich zdarzyło mi się spotkać, zawsze mieli czas na wszystko. Ci, którzy nic nie robili, byli wiecznie zmęczeni, nie zdawali sobie sprawy, jak mało pracują, i ciągle narzekali, że dzień jest za krótki. W rzeczywistości bali się podjąć Dobrą Walkę.
Drugim objawem śmierci naszych marzeń jest pewność przekonań. Ponieważ nie chcemy spoglądać na życie jak na wielką przygodę do przeżycia, zaczynamy uważać się za rozważnych, sprawiedliwych i przykładnych, ale naprawdę wymagamy od siebie równie mało, jak od życia. Zerkamy poza mury dnia powszedniego i odkrywamy szczęk kruszonych kopii, odór potu i kurzu, wielkie klęski i spojrzenia żądnych zdobyczy wojowników. Nigdy jednak nie odczuwamy radości, niewypowiedzianej radości, która przepełnia serce walczącego, dla niego bowiem nie ma znaczenia ani zwycięstwo, ani klęska, ważna jest tylko Dobra Walka.
I wreszcie trzecim symptomem śmierci naszych marzeń jest spokój: życie staje się niedzielnym popołudniem, nie żąda od nas niczego szczególnego, a i my nie mamy ochoty wiele z siebie dawać. Wtedy sądzimy, że dojrzeliśmy, że odsuwamy od siebie dziecięce fantazje i że osiągnęliśmy spełnienie w życiu osobistym oraz zawodowym. Jesteśmy zaskoczeni, gdy osoba w naszym wieku mówi, że wciąż lubi to czy tamto. Ale naprawdę, w głębi ducha, wiemy, co się stało: wyrzekliśmy się marzeń i walki o nie, Dobrej Walki.
– Kiedy wyrzekamy się marzeń i odnajdujemy spokój – podjął po chwili – zaznajemy krótkiego okresu cichego zadowolenia. Jednak trupy naszych marzeń zaczynają w nas gnić i zatruwać atmosferę. Stajemy się okrutni wobec otoczenia, a w końcu to okrucieństwo zwraca się przeciw nam samym. Skądś wyłaniają się cierpienie i psychozy. Ryzykowne skutki walki, której chcieliśmy uniknąć – rozczarowanie i klęska – okazują się jedynymi owocami naszego tchórzostwa. A pewnego pięknego dnia martwe, przegniłe marzenia, czynią powietrze cuchnącym i dławiącym, my zaś pragniemy śmierci, która uwolni nas od niepodważalnych przekonań, od zajęć, od tego straszliwego spokoju niedzielnych popołudni”.
Żeby nie było wątpliwości – nie zmieniam zdania i nadal kocham weekendowe nieróbstwo i slow life. Jednak pomimo drastycznej wizji w końcówce tego cytatu, coś w tym jest: jak wielu z nas spycha głęboko do podświadomości, a nawet wymazuje swoje marzenia jako nierealne, bo przecież lepiej przyjemnie się ucieszyć, niż nieprzyjemnie zawieść?
Tak sobie myślę, że wielkimi krokami zbliża się Nowy Rok. Wielu z nas wiąże z tym wydarzeniem wielkie nadzieje – bo Nowy Rok to Nowy Początek. Nowa karta do zapisania. Osobiście nigdy nie miałam takiego przekonania (lub je wyparłam?). Jednak w tym momencie mojego życia początek 2022 roku będzie autentycznie WIELKIM POCZĄTKIEM. Może iść za ciosem, i od razu dopisać do listy życzeń parę innych zamiecionych pod dywan niepamięci szczegółów, które dadzą mi satysfakcję? Popularne jest robienie MAPY MARZEŃ, czy macie taką? Ja nigdy nie robiłam, ale powiem Wam, że może jednak tym razem usiądę i zrobię?
Najwyższa pora, żeby się do tego przygotować i zacząć robić listę 😊
A jadłospis na ten tydzień znajdziecie TUTAJ.
—-
Pomóż mi rozwijać mój blog 😊
Podoba Ci się treść ❓ Kliknij serduszko pod tytułem ❗
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie ❗
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz ❗
To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję ❗
