Pisząc O byciu niewystarczającym nie mogłam nie przypomnieć sobie o drugiej emocji, o której istnieniu dowiedziałam się na pierwszym warsztacie z Techniki Transformacji Ani Nitkiewicz-Jankowskiej i Grzegorza Ziemby, niemal dokładnie dwa lata temu. To po byciu niewystarczającym druga abstrakcja: emocja niezasługiwania. W zasadzie obie się łączą ze sobą, bo jak napisałam tydzień temu: skoro jestem niewystarczający, to muszę się starać, żeby zasłużyć. Bo naturalne jest, że nie zasługuję. I tak samo początkowo wydawało mi się to bez sensu, dopiero po dogłębnych analizach musiałam przyznać, że jakaś logika w tym jest, gdzieś jakieś odpryski widzę, i może to faktycznie kolejne źródło moich problemów z perfekcjonizmem i wynikających z niego wielu, wielu innych cech, które uprzykrzają mi życie…
Bo, przypomnę: Głęboko siedzi mała Kasia, która jest niewystarczająca i musi się bardzo starać, żeby zasłużyć.
Bo sama z siebie nie zasługuje. Tak jej mówi zachowanie ważnych w jej życiu osób: rodziców, dziadków, wujków, ciotków… Wiecznie zwracających małej Kasi uwagę, nawet nie bezpośrednio, wręcz przeciwnie, „delikatnie”! Za pomocą dogaduszek (w stylu: Ciebie to wszędzie pełno, gdzie diabeł nie może, tam Kaśkę posłać… „adwokat diabła”, zawsze musisz mieć ostatnie słowo), upomnień (czy Ty nie możesz spokojnie usiedzieć?), słabo ukrytych pretensji (dlaczego przed tą piątka jest minus?) itp. itd.
Swoją drogą – potem by chcieli, żeby w dorosłym już życiu człowiek te wszystkie cechy posiadał: pewność siebie, kontaktowość, przebojowość, kreatywność… A jako dziecko ma być od linijki, spokojne i grzeczne (kiedyś napiszę o wykładach Mateusza Grzesiaka na Akademia WSB i cudownej opowieści o „byciu grzecznym” w kontekście komunikacji 😊), nie wychylać się i nie chwalić, ale jednocześnie spełniać oczekiwania dorosłych. Czy to się nie wyklucza?
We środę odbył się live Kamila Nowaka (Blog Ojciec) i Michała Zawadka „Między Nami Ojcami”.
Live na temat świadomego wychowania, budowania poczucia własnej wartości u dzieci i rodzicielskiego parcia na wynik. Aż się poryczałam, jak czytałam, co rodzice potrafią powiedzieć własnemu dziecku. Jak można powiedzieć jakiemukolwiek dziecku, a tym bardziej rodzonemu!!!! że przynosi wstyd, bo nie ma świadectwa z paskiem? Że jest zerem, bo ma średnią koło czwórki, a nie powyżej piątki? No jak można??? Żadne świadectwo nie zasługuje na takie komentarze, nawet takie z mierną średnią. Czy tym ludziom się wydaje, że to jest motywujące? Fakt, dziecko zrobi wszystko, żeby zasłużyć na uwagę i akceptację rodzica. Inna sprawa, że różnie się to potem objawia, a im dalej w lata, tym większe obciążenia psychiczne człowiek zbiera przez takie „wychowanie” …
W sumie w podstawówce zawsze miałam świadectwo z czerwonym paskiem aż do siódmej klasy. Nie pamiętam, jaka była reakcja na brak paska w ósmej klasie, musiałabym zapytać, ale czy dostanę szczerą, prawdziwą odpowiedź? Informacja, że za żadne skarby świata nie pójdę do liceum tez jakoś gładko przeszła, a może po prostu nie chciałam już widzieć niezadowolenia, więc nie widziałam lub wyparłam z pamięci? Egzaminy do szkoły zdałam tam, gdzie chciałam, jak mi zabroniono iść tam, gdzie chciałam najpierw. W szkole średniej ocenami średnio się przejmowałam, najgorsze nie były, mieściłam się w pierwszej piątce uczniów w klasie zauważanych przez nauczycieli, to mi wystarczało, a w zasadzie w ogóle się nad tym nie pochylałam 😉 Nawet pała z historii na pierwszy semestr nie zrobiła na mnie większego wrażenia, które bym pamiętała, po prostu zaczęłam się coś tam uczyć, wyrównując na konie roku do czwórki. Pamiętam szkołę średnią słabo, ale wspominam bardzo dobrze 😁 Żadnych specjalnych traum, prędzej nauczyciele mieliby coś na ten temat do powiedzenia, a moi rodzice? Nie przypominam sobie komentarzy.
Czy robili to z rozmysłem – żeby dać mi wolną rękę w kształtowaniu MOJEJ przyszłości, czy zdążyli zauważyć, że nie ma sensu zwracanie mi uwagi czy „motywacja” w średniowiecznym stylu, czy po prostu olali sprawę, bo wystarczyło, że sobie radzę na akceptowalnym dla nich poziomie – nie ma dzisiaj dla mnie znaczenia. Dzięki tej „wolności” nie mam dzisiaj złych wspomnień ze szkoły ani zatargów z rodzicami. Ale inne „obciążenia” i tak mi zostały…
Widać wyrobiłam w sobie mechanizm obronny…
Dzięki któremu nie docierały już do mnie fochy z powodu nienajlepszych ocen. Tylko co mi po takim mechanizmie obronnym, który z pozoru daje luz, a pod spodem jednocześnie wykształcił piękny okaz perfekcjonizmu, który za wszelką cenę chce być na 100%? Też podświadomie, oczywiście! Wszystko to człowiek musi wydłubywać z najgłębszych pokładów przy pomocy przeróżnych narzędzi do pracy z własnymi emocjami, nieraz z niezbędną pomocą drugich osób. Wydobywać jak żarzące się węgle z płonącego ogniska, usiłując nie zrobić sobie przy tym większej krzywdy…
To niezasługiwanie odbija się czkawką całe życie. Mając już tego świadomość, mam też dla siebie radę, którą mam wypisaną na karteczce przy biurku i niech to będzie puentą tego wpisu:
Love yourself first
Bo to, co myślisz o sobie, jest ważniejsze od tego, co myślą o Tobie inni.
I zawsze wydawało mi się, że właśnie tak uważam. No właśnie: wydawało mi się, a potem zaczęłam się uświadamiać. Bo pod spodem, w podświadomości wcale tak nie było. I nadal zdarza się, że pierwsza myśl chce zadowolić innych. Ale już druga myśl koryguje pierwszą, bo wie, że to ja decyduję o własnej ocenie. Tylko taka ocena ma się dla mnie liczyć. I ta ocena ma być adekwatna do sytuacji, moich możliwości, i wydana z miłością. Miłością do samego siebie.
Bo zasługuję na wszystko, co najlepsze 😊
Co do kuchni, to mam wrażenie, że nawet tutaj odbija się niezasługiwanie, ale na wielu poziomach i z różnymi objawami. Jedzenie to jedna z podstawowych kwestii, w których odbijamy sobie podświadome problemy z poczuciem własnej wartości. To dlatego, że ośrodek nagrody w mózgu cudownie jest przez jedzonko zaspokajany. Zapychanie się słodyczami i innymi „pysznościami” prosto z fabryki. Także ograniczanie zdrowych produktów, bo są za drogie, a jednoczesne kupowanie mnóstwa innych rzeczy, które zdrowiu nie służą i w sumie taniej wcale nie wychodzą. Niestety, mniej wysokoodżywczego jedzenia znaczy mniej zdrowia i mniej dobrego samopoczucia, które znowu poprawiamy sobie prostymi środkami… Mam nadzieję, że proponowane przeze mnie potrawy i jadłospis zaspokajają nie tylko ochotę na smaczny domowy obiadek, ale też dają poczucie zadowolenia z własnoręcznie wykonanej pracy 😊 Jadłospis na nowy tydzień znajdziecie TUTAJ.
—-
Pomóż mi rozwijać mój blog 😊
Podoba Ci się treść ❓ Kliknij serduszko pod tytułem ❗
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie ❗
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz ❗
To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję ❗
