o schemacie niestabilności więzi - zazdrosna kobieta z założonymi rękami obserwuje uśmiechniętego mężczyznę patrzącego na telefon
NA TEMAT

O niestabilności więzi

W poprzednich tekstach skupiłam się na dwóch schematach nieadaptacyjnych, które zaliczyłam do wynikających bezpośrednio z bliskich – bądź wręcz przeciwnie – relacji: zahamowaniach emocjonalnych i deprywacji emocjonalnej. Te schematy przekonują nas, że wyrażanie własnych emocji trzeba mieć pod wielką i stałą kontrolą, a tak w ogóle, to te emocje nie są wcale ważne i nie warto się nimi zajmować. Przeanalizowałam własne przekonania na ten temat i okazało się – nie bez zaskoczenia – że pomimo pierwszego wrażenia: „to mnie nie dotyczy”, dotyczy mnie całkiem wyraźnie… Pora przejść dalej, i zastanowić się, jak się ma sytuacja z pozostałymi schematami, które zaliczyłam do grupy relacyjnych, czyli niestabilnością więzi i nieufnością. Znów zakładam, że mnie nie dotyczą, a jak jest naprawdę?

Schemat niestabilności więzi, zwany również schematem opuszczenia, to głębokie – i ponoć zwykle nieświadome – przekonanie, że bliskie nam osoby prędzej czy później znikną z naszego życia. Odejdą, wyjadą, a nawet umrą, my zostaniemy więc porzuceni. Przekonanie dotyczy tego, że to się na pewno stanie. I nieświadomie wypatrujemy objawów, które potwierdzą to przeświadczenie. Pojawia się więc irracjonalny lęk przed utratą kogoś bliskiego, który rodzi smutek lub złość, lub obie te emocje na zmianę. Nazwałabym to syndromem nieuchronnego opuszczenia.

Skąd się bierze taki schemat?

Z niezaspokojenia w dzieciństwie potrzeby bezpiecznego przywiązania. Kiedy w rodzinie umiera – lub odchodzi – ktoś bliski. Ale też w sytuacjach, w których rodzice są, ale jakby ich nie było – przedłużająca się nieobecność, przedkładanie pracy czy też rozrywki ponad stałe i bliskie relacje z dzieckiem. Częstym źródłem schematu niestabilności więzi jest też rozwód rodziców, a nawet konflikt między nimi, który w oczach dziecka zagraża stabilności rodziny. Lub kiedy pojawia się młodsze rodzeństwo, skupiające w znaczący sposób na sobie uwagę rodziców (na przykład z powodu choroby, lub wyraźnego preferowania „nowego” dziecka), starsze dziecko może dotkliwie odczuwać utratę zainteresowania i troski rodziców. Schematy związane z niestabilnością więzi mogą mieć także źródło w niestabilności emocjonalnej jednego z rodziców (lub co gorsza – obojga), a więc w stanach depresyjnych, kiedy rodzic jest mentalnie „nieobecny”, czy też napadach gniewu, obrażania się i karania rodziny „cichymi dniami”. Równie często powodem są uzależnienia, jak alkoholizm czy hazard, kiedy dziecko nie może być pewne, czy i kiedy rodzić wróci do domu.

Z powyższego wynika, że przyczyny kształtowania się schematu niestabilności więzi mogą być naprawdę różnorodne, zawsze jednak leżą bezpośrednio po stronie rodziców bądź innych bardzo bliskich dziecku osób. Choć moim zdaniem dzieci częściowo wychowywane przez dziadków czy inne bliskie osoby (osoby, które stały się dziecku bliskie) nie musi prowadzić do kształtowania się schematów związanych z uczuciem opuszczenia. Jeśli dziecko ma zaspokojoną potrzebę bliskości i przywiązania, po prostu rozluźnia więzy emocjonalne z rodzicami. Bo choć więzy krwi i więź małego dziecka z mamą i tatą to coś szczególnego, co tworzy się niemal nieświadomie dla obu stron, to przecież nie są jedynymi. Mogą zostać zastąpione przez więzi nawiązujące się z kimś innym, bo psychika dziecka będzie szukać tej więzi i zaspokojenia potrzeby przywiązania. Jeśli matki czy ojca ciągle w jego życiu nie ma, znajdzie oparcie w obecnych w życiu dziecka dziadkach, a nawet w stałej opiekunce.

Problem zaczyna się dopiero wtedy, kiedy w otoczeniu dziecka nie ma takich osób, lub są, jednak nie potrafią dać dziecku tego, czego potrzebuje – przywiązania…

Poddając się temu schematowi często angażujemy się emocjonalnie z kimś, kto nie chce lub nie potrafi stworzyć zdrowego związku. Partner będzie „spełniał” wymagania schematu: pracoholik przesiadujący po godzinach w pracy, lub osoba mało przebywająca w domu z powodu częstych i długich wyjazdów, a nawet będąca w innym związku. Schemat będzie „kazał” martwić się o potencjalne porzucenie, a nawet śmierć partnera, w efekcie czego zostaniemy bez wsparcia, dlatego zrobimy wiele (a nawet wszystko), żeby tylko nie zostać opuszczonym.

Radząc sobie z tym schematem poprzez unikanie naturalnie wybieramy przelotne relacje i brak zaangażowania lub zaangażowanie tylko do pewnego stopnia, żeby uniknąć bliskich relacji, które kazałyby nam martwić się potencjalnym opuszczeniem i „złamaniem serca”. Oczekiwanie drugiej strony w zakresie zaangażowania traktujemy jako narzucania się i ograniczenia. W tym schemacie mieści się również problem z chwilowym „opuszczeniem”, czyli wyjazdem / wyjazdami partnera i usilnym odwracaniem własnej uwagi od tego, na przykład alkoholem czy imprezowaniem.

Trzeci sposób radzenia sobie ze schematem, czyli nadmierna kompensacja, objawia się w skłonności do nadmiernego kontrolowania i osaczania partnera, zazdrością (zwykle agresywną i bezpodstawną). Generalnie jest doszukiwaniem się przesłanek potencjalnego planowanego porzucenia, co doprowadza do dręczenia tak samego siebie, jak i partnera. Wycofanie partnera spowodowane stłamszeniem może również być interpretowane jako zbliżające się opuszczenie, błędne koło się zamyka. To jedna wielka destrukcja zaangażowanych w schemat osób, związku, a nawet otoczenia.

Generalnie, im silniejszy schemat niestabilności więzi
i opuszczenia, tym trudniej czuć się bezpiecznie w związku.
Dla obu stron.

I przyszło mi właśnie do głowy, że to dotyczy nie tylko romantycznych relacji, czyli związków, ale też przyjacielskich czy w ogóle relacji z innymi ludźmi! Oczekiwanie atencji i potwierdzenia zaangażowania tak samo mogą przeradzać się w ciąg pretensji (wypowiadanych lub przeciwnie, skrywanych), zatruwających życie. Jak myślicie?

Pracując nad zmianą schematu zyskujemy możliwość wchodzenia w relacje stabilne i przewidywalne, oraz brak lęków, strachu i złości, które budzi potencjalne opuszczenie. Pierwsze, co można zrobić, to przeanalizować swoje związki pod kątem tego schematu, znalezienie wzorca zachowań i osobowości, która nas przyciąga. Czy kryje za sobą ryzyko porzucenia? Tak samo wchodząc w nową relację – jeśli pasuje do wzorca, lepiej zastanowić się i wycofać, niż ponownie przeżywać katusze związane z potencjalnym porzuceniem. Będąc w związku, w każdym przypadku należy ocenić, czy jest obiektywny powód obaw czy zazdrości? Czy oczekiwanie bliższego zaangażowania ze strony partnera naprawdę zagraża naszej wolności? Lub wręcz przeciwnie: czy nie potrafimy się zaangażować, na dodatek wydaje nam się, że tak właśnie chcemy, że tak nam się dobrze żyje, że to nasza niezależność? Analiza własnych myśli, emocji, reakcji i zachowań powinna być prowadzona na bieżąco, i dobrze jest korzystać z wniosków wynikających z wcześniejszych wydarzeń.

Czy widzę u siebie działanie takich schematów?

Moi rodzice byli obecni w moim życiu, także cudowna babcia, więc na pierwszy rzut oka nie odczuwałam zagrożenia porzuceniem czy niestabilności więzi. Kiedy o tym myślę, prędzej odpalają mi się inne schematy, na przykład deprywacja emocjonalna… Na pewno miałam z takim schematem do czynienia, ale jako widz lub ta druga strona. Nie toleruję chorobliwej zazdrości i uważam ją za wysoce destrukcyjną dla związku. Nie ma nic „słodkiego” w ograniczaniu partnera i zaborczości, ani nawet w wielokrotnym wydzwanianiu do partnera w ciągu dnia. SMSowanie jest fajne, ale to zależy od treści i oczekiwań drugiej strony, bo może się wymknąć spod kontroli i przerodzić się w obowiązek nie mający nic wspólnego z romantycznością…

Natomiast patrząc pod kątem tego, że jednak byłam „dzieckiem z kluczem na szyi” i całymi dniami nie było mnie w domu, schemat mnie nie do końca ominął. Unikanie zaangażowania to coś, co zdiagnozowałam u siebie już bardzo dawno. I w związku z tym pracuję nad budowaniem relacji, głownie przyjacielskich czy towarzyskich. To nie jest jednak angażowanie się z premedytacją czy na siłę, ale zauważanie blokujących odruchów – jak na przykład mam chęć do kogoś napisać czy zadzwonić, ale zawsze znajduję wiele wymówek, żeby nie, albo że nie teraz, później, a później to się zwykle „rozchodzi po kościach”… Oczywiście nie ma się co zmuszać, jednak wierzcie mi, że nieraz przybiera to kuriozalne formy, nawet jeśli na kimś mi zależy.. Nie jest lekko, będąc niezależną zosią-samosią, i z przeświadczeniem, że „ludzie nie są mi do szczęścia potrzebni”. Powtarzałam to wielokrotnie, aż pewnego dnie dotarło do mnie, że to nie do końca tak jest, że nie są. Po prostu moja podświadomość nauczyła się życia obok innych ludzi, żeby nie cierpieć z braku zaangażowania czy odrzucenia, i żeby nie okazywać zaangażowania, które mogłoby zostać nadużyte. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś okazał mi brak zainteresowania lub wręcz mnie „odtrącił” (również w zwykłych relacjach), ale też chroniąc się przed skrzywdzeniem, wykorzystaniem, oszukaniem. A to już schemat nieufności – o czym kolejnym razem 💪👌

Schemat niestabilności więzi nie ma chyba wpływu na kuchenne sprawy, przynajmniej na ten moment nic nie przychodzi mi do głowy 😉 Tak czy inaczej – jak co tydzień – zapraszam po nowe dania TUTAJ 😊

—-

Pomóż mi rozwijać mój blog 😊

Podoba Ci się treść Kliknij serduszko pod tytułem
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję

Follow Me!