o porażce - dziewczyna uderzajaca się w czoło
NA TEMAT

O porażce

Po ostatnich rozważaniach o schemacie nadmiernych wymagań moja głowa – już wcześniej od tych wszystkich schematów kwadratowa – wypełniła się boksującymi się wzajemnie myślami: to takie prawdziwe, że aż niemożliwe! Blokady działania, wynikające z tego schematu, nie utrudniają życia. One je uniemożliwiają! Nic dziwnego, że ciężko iść do przodu, kiedy takie kamienie, a raczej głazy, ma człowiek podoczepiane…

Kontynuując lekturę na temat wybranych przeze mnie do kategorii „działanie” schematów, okazało się jednak, że ten schemat nie jest taki oczywisty. Bo sposoby radzenia sobie z nadmiernymi wymaganiami / nadmierną krytyką mogą być w rzeczywistości sposobem na całkiem inne schematy… Tym razem będzie to schemat porażki. Przekonania, że nie osiągniemy tego, co inni, bo brakuje nam kompetencji… Postrzegamy siebie jako kogoś gorszego, głupszego, pozbawionego iskry, talentu.

I pojawia się taka na przykład prokrastynacja – unikanie schematu równie destrukcyjne, jak wtedy, kiedy wymagamy od siebie więcej i więcej, i w obawie przed niespełnieniem własnych wygórowanych wymagań, odkładamy realizację na później, niekoniecznie konkretnie określone w czasie. Tym razem jednak mamy dogłębne przekonanie, że sobie nie poradzimy, lepiej więc nie zaczynać, żeby się o tym nie przekonać dosłownie… Powodująca opóźnienia czy nawet kompletne fiasko prokrastynacja tworzy usprawiedliwienia dla niepowodzeń.

Dokładnie jak przy schemacie nadmiernych wymagań…

Na odwrót jednak działają poddanie się i nadmierna kompensacja. Podczas kiedy w schemacie nadmiernych wymagań poddając się mu wpadamy w pracoholizm i niekończące się zadowoleniem starania, w schemacie porażki mamy skłonność do nieprzykładania się do realizacji zadania, działania bez entuzjazmu, a nawet chaotycznie i byle jak, zakładając z góry, że nam się nie uda. A taki sposób działania jest bliższy nadmiernej kompensacji w schemacie nadmiernych wymagań: nie osiągniemy zadowalającego efektu, po co więc się starać? Wyraźnie widać tutaj różnicę w przekonaniach, które idą za schematami: nie osiągnę oczekiwanego sukcesu vs czeka mnie porażka… Jak więc kompensujemy schemat porażki? Działaniem, stawianiem sobie wyzwań, ambicjami. Sukces ma przykryć przykre przekonanie, że jesteśmy do niczego – podczas kiedy w schemacie nadmiernych wymagań takie zachowanie ma nam zapewnić osiąganie sukcesu, bo musimy sobie udowodnić, że jesteśmy naj…

Przekonanie, że nie jesteśmy w stanie dorównać innym i nasze działania są skazane na porażkę nie może być motywujące, prawda? Tymczasem bardzo często przyczyną utrwalania się takiego schematu jest niewłaściwie rozumiana „motywacja”. Krytyczni, wymagający i nie wspierający rodzice, a do tego nauczyciele wychowani w systemie, w którym wytykanie błędów, zwracanie uwagi na niedociągnięcia, porównywanie do innych, a nawet poniżanie za gorsze wyniki są na porządku dziennym. Skupianie się na „wyrównywaniu” poziomów i szerokim zakresie „wiedzy ogólnej”, kiedy matematyk dostaje cięgi za brak zdolności (bądź po prostu ochoty) do rysowania czy śpiewania, a „urodzony artysta” pały z matematyki, która przecież jest obowiązkowa do ukończenia każdej szkoły średniej na poziomie, którego większość z nas nigdy nie wykorzystuje*. Kiedy dziecko zmuszane jest do nauki gry na jakimś instrumencie, bo przecież w rodzinie na poziomie to niewyobrażalne, żeby nie. Takie zachowanie podcina skrzydła i uniemożliwia adekwatne do sytuacji reagowanie i działanie.

Jeśli zauważamy ten schemat u siebie, to pierwszy wielki krok do poprawy własnej sytuacji. Czasem trzeba zwrócić uwagę na szczegóły i w ogóle dopuścić do siebie taką myśl. Bo nie jest łatwo przyznać przed samym sobą nawet, że właśnie tego po sobie oczekujemy: porażki. Jeśli porównujemy się z innymi, róbmy to jak najbardziej obiektywnie i sprawiedliwie w stosunku do samych siebie, biorąc pod uwagę nie tylko możliwości, ale też warunki i prawdziwe – a nie wyimaginowane, dające wymówkę – ograniczenia. A przede wszystkim: zamiast porażki oczekujmy sukcesu! Czy to takie trudne? Pod wpływem schematu porażki może tak być, można jednak „przekonywać” się spisując argumenty „za”. Nawet najbłahsze i wydające się głupimi.

To pozwala zwrócić uwagę na to, co mamy, zamiast na to, czego nam brakuje 😊

Czy zauważam u siebie ten schemat? W zasadzie nie. Jednak schemat nadmiernych wymagań wyraźnie się u mnie manifestuje. Można by się zastanawiać, czy odpuszczanie pewnych aktywności nie wpisuje się w schemat porażki, kiedy nie podejmuję działania, bo WIEM, że to nie dla mnie lub że mi się nie uda. Ale nie oszukując się, trudno żebym zapisywała się na naukę gry na saksofonie (która niezmiernie mi się podoba i bardzo chciałabym umieć grać), kiedy może słoń nie nadepnął mi na ucho, ale jednak nie ogarniam nawet prostego pianinka, a co dopiero klawiaturę saksofonu 😁 Nie wybieram się na kurs tańca (a uwielbiam muzykę i taniec i baaardzo chciałabym umieć tańczyć), bo byłaby to mordęga dla mnie i dla trenera, już nie mówiąc o katorżniczej pracy partnera do tańca – bo choć słyszę i czuję rytm muzyki, to kompletnie nie rozumiem „poleceń” partnera, nawet jeśli prowadzi silną ręką (nadmierna kontrola się kłania, a tu trzeba umieć dać się poprowadzić 😁)… Tak więc nie wszystko, czego nie robimy, bo mamy przekonanie, że nam się nie uda, jest syndromem porażki. Dopiero kiedy takie myślenie zaczyna dominować, mamy problem. I pole do pracy nad lepszą przyszłością 😊

Jednak czy moja prokrastynacja nie wynika z takiej obawy? Czy faktycznie jest wynikiem wyłącznie nadmiernych wymagań, którym trudno jest sprostać? Czy nie stoi za nią – przynajmniej częściowo, albo po prostu głębiej – lęk przed porażką, popełnieniem błędu, zdemaskowaniem niewiedzy, a nawet ignorancji? Czy nie jest to często lęk przed odmową czy przeciwnie – naciskiem z drugiej strony, z którymi nie byłabym w stanie sobie asertywnie poradzić? Zostawiam sobie to do przemyślenia, choć dla mnie najważniejsze jest zmiana tych obaw kroczek po kroczku, aż do momentu, w którym nieistotne będzie źródło, a jedynie umiejętność radzenia sobie bez sięgania po schematy. Wtedy pytanie: co było pierwsze: lęk przed porażką czy nadmierne wymagania wobec siebie? straci sens, bo ani jedno, ani drugie, nie będzie mnie powstrzymywać przed DZIAŁANIEM !

W kuchni bardzo szybko można nabawić się syndromu porażki. Kiedy ktoś nam wytyka niedociągnięcia, krytykuje, kręci nosem – jak budować pewność siebie w kuchennych wyzwaniach?? Bądźmy więc wyrozumiali dla innych w tej kwestii, bo życie i tak bywa pod górkę, niechże choć kuchnia jest wolna od presji 😊

W zasadzie to apeluję: DOM STREFĄ WOLNĄ OD PRESJI!!!

A jadłospis na nowy tydzień jak zwykle TUTAJ.

* dygresja – w jednym z bielskich techników, w klasach o profilach ewidentnie zbierających artystyczne dusze (grafika, projektowanie ubioru), matematyka ma profil rozszerzony…

—-

Pomóż mi rozwijać mój blog 😊

Podoba Ci się treść Kliknij serduszko pod tytułem
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz

To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję

Follow Me!