o psychosomatologii - emocje a ból - dziewczyna trzymająca się za głowę
NA TEMAT

O psychosomatologii

Wracając dziś ze sklepu wiedziałam, że po powrocie i nastawieniu rosołku (dla zdrowotności rodziny, na wzmocnienie, rosołek gotowany z miłością najlepszy 😊) trzeba będzie zasiąść do komputera i napisać tekst. Z pozoru nic mnie dzisiaj nie uderzyło, chciałam więc poradzić się książek i na chybił trafił wylosować dzisiejszy temat. Jednak stojąc przy zlewie, obierając jarzyny, utyskując z powodu znowu bolących pleców, miałam olśnienie. Wiem, o czym dzisiaj powinnam napisać! Tym razem będzie i o psyche, i o soma. Czyli o psychosomatologii. Może to brzmi dumnie, ale tak z tego zakresu.

Pierwsza myśl, dlaczego znowu mnie ciągnie w plecach i nie mogę utrzymać pionu (a raczej moje plecy nie chcą utrzymać pionu i próbują zmusić mnie do przyjęcia „wygodniejszej”, zgarbionej pozycji), to: rano Paulina dała nam – lekki jak na nią, ale jak dla nas, to jednak wycisk. Czy mam przestać chodzić na jej zajęcia?? Przepraszam Paulinko, już wyjaśniam: to tylko zbieg okoliczności, przynajmniej częściowo.

Już dawno zauważyłam, że kiedy się spinam z nerwów, potem bolą mnie plecy w charakterystyczny sposób: spina mnie po obu bokach od dołu pleców w górę.

Podkreślam, że potem, czyli kiedy napięcie zaczyna mijać.

Taki właśnie był dzisiejszy poranek – nerwowy, bo ciasno zaplanowany, od gimnastyki, poprzez spotkanie w firmie, potem spotkanie z przedstawicielami dostawcy papieru, potem z graficzką żeby zatwierdzić zdjęcia do kalendarzy, żeby skład poszedł dalej, a na koniec jeszcze mała prywata. I wszystko w biegu. Najpierw bieg na zajęcia, niby dobra rozgrzewka przed wyćwiką, ale jakby się wyjechało ja zawsze, a nie 8 minut później, nie byłoby takiej spiny – choć muszę przyznać, że takiej zielonej fali przez miasto jeszcze rano nigdy, przenigdy nie udało nam się złapać! No i jeszcze niespodzianka – parkomat zamiast miłej pani kasującej za parking, dotychczas prywatny za 1 zł za godzinę (!!!), a od poniedziałku po 3,50 zł za godzinę… Kolejna „strata” czasu i pieniędzy…

W biegu do sali odebrałam telefon – przeziębienie, spotkanie w firmie odwołujemy. OK, ale parę spraw i tak muszę załatwić przed spotkaniem z dostawcą, po drodze oddzwaniam do tych, co zadzwonili w ciągu godziny, kiedy byłam poza zasięgiem (cztery osoby + piąta dzwoniła na wejściu do firmy). A na spotkaniu z dostawcą same „dobre” wieści. Papieru dla nas nie będą mieli, bo już w październiku 2021 wyprzedali się z limitów, które przydzielili im producenci papieru na 2022 rok. Bo teraz fabryki dyktują, ile kto może kupić papieru. A ceny 100%, a nawet 200% wyższe, niż rok temu. Więc jeśli się martwicie, że podwyżki i inflacja podrażają Wasze produkty czy usługi, to sobie pomyślcie przez chwilę, że branża poligraficzna zdecydowanie „ma gorzej”. Papier to podstawowy materiał i zwykle duża część kosztów produkcji. W dodatku nie można zamówić papieru ot tak sobie, termin pływa, a cena jeszcze bardziej – i zwykle podawana jest dawno po zamówieniu, tak 2-3 tygodnie przed dostawą, albo i przy dostawie. Można nie odebrać, chętnych na taki towar jest wielu, ale na czym wtedy drukować? A kalendarz bez papieru nie istnieje… Jak w takich warunkach prowadzić produkcję, no jak?

Spotkanie u graficzki przebiegło w miłej atmosferze, jednak liczne niedociągnięcia redaktora, które ostatnio wychodzą na światło dzienne, a tylko dzisiaj się pomnożyły, woła o pomstę do nieba, i na pewno moim plecom się „przysłużyły”. W międzyczasie na zewnątrz rozpętało się śnieżne piekło, więc kiedy „pędziłam” na kolejne umówione spotkanie, o zdążeniu na czas mogłam tylko pomarzyć… A ja naprawdę nie lubię się spóźniać, i choć teoretycznie mam to przerobione, że nie może mi to odbijać się na zdrowiu – wiedza swoje, „mantry” swoje (lepiej się spóźnić, niż nie dojechać i wylądować komuś na zderzaku), a podświadomość swoje – co znowu odbija się na moich plecach…

Już nie powiem, co się działo na mailowej poczcie, kiedy ją wreszcie mogłam odebrać…

W sumie dla mnie dzień jak co dzień 😊 ale złych wieści i nerwów zwykle tyle nie ma.

A teraz do brzegu.

Do domu dotarłam nieco później, niż standardowo u nas „na obiad”, ale zjedliśmy wspólnie, napięcie zaczęło schodzić. I wtedy zaczął się ból pleców… Najpierw po wstaniu – chwila na wyprostowanie się zanim postawię krok. Potem ból już odczuwalny cały czas ☹

I oczywiście całkiem przypadkiem miałam dzisiaj do przeczytania post Daniela Kawki, fizjoterapeuty, w grupie ZRozum ból – fizjoterapia oparta na badaniach, pt „Case study nr 9”. Przypadek to młoda!! bo zaledwie 25-letnia kobieta, która od dwóch lat funkcjonuje na lekach przeciwbólowych, bo nie może ustać – np. przy blacie kuchennym – nawet godziny (pamiętam, też tak miałam!). Jak pisze Daniel, dziewczyna w obrazie MR (rezonans magnetyczny) ma niewielką „dyskopatię” w odcinku piersiowym, natomiast ból jest dużo niżej, w odcinku lędźwiowym. Jedno z drugim nie ma wiele wspólnego, a lekarze i tak leczą ja i rehabilitują na dyskopatię, a efektu nie ma. I nie będzie. Bo źródło leży całkiem gdzie indziej. Dziewczyna wykonuje pracę telefonistki, która to praca ją bardzo męczy, bo jak o sobie mówi, jest osobą „rozpamiętującą i przeżywającą”, a pewnie wiecie, jak ludzie po drugiej stronie słuchawki potrafią takie osoby traktować… Dziewczyna jest więc niesłusznie atakowana (wykonuje przecież tylko swoją pracę, ktoś musi ją wykonywać), a plecy spinają się w odruchu obronnym.

Jak u mnie – schować się, uciec, położyć (bo nie mogę ustać). Uciec przed tym ciężarem, który wisi nade mną; jeszcze nie leży na moich barkach, bo nadal jest nadzieja na dobre rozwiązanie, tym niemniej go wyczuwam i chcę go uniknąć, więc się kurczę. Więc mięśnie ciągną, żeby ulżyć mojej psyche i jednocześnie ustrzec przed zagrożeniem.

I to jest to, co dzisiaj chciałam Wam powiedzieć.

Nasze ciało reaguje na zdarzenia i emocje dużo bardziej, niż myślimy. Mówią, że ból pojawia się często dopiero na etapie „zdrowienia”. Często jednak bóle na bieżąco pokazują w wyjątkowo obrazowy sposób, co dzieje się w naszej psyche. Bo ja miewałam też bóle w plecach na wysokości klatki piersiowej. Czasem jest to „łamanie” odczuwalne przy ruchu, jakby pomiędzy łopatkami wszystkie kości były naruszone. Czasem pod jedną łopatką, jakby ktoś wbijał mi sztylet. A czasem bolą mnie plecy od połowy w górę i powierzchniowo, szczególnie rano, po przebudzeniu, jakby ktoś obił mnie kijem.

Ostatnio czułam się tak bodajże w październiku, i od razu dokładnie wiedziałam, co było tego przyczyną 💪 Po obserwacji samej siebie i tego, czego wtedy doświadczam, co dzieje się wokół mnie – wiem już, że te bóle pojawiają się, kiedy zagrożone są moje wartości. Kiedy muszę robić / zrobić coś, co jest z nimi niezgodne. Kiedy muszę wybierać między czymś dla mnie ważnym, a moimi wartościami. Kiedy wiem, że ktoś oczekuje ode mnie czegoś, co te wartości złamie, postawi je pod pręgierzem.

Tak wiele razy miałam już z tym do czynienia, że moje plecy stały się dla mnie „barometrem” i wskaźnikiem momentów, kiedy dobrze muszę przemyśleć kolejne kroki i decyzje. Wolałabym mieć tak dobrze przerobione emocje i pewność siebie, żeby braki nie odbijały się na moich plecach, ale wierzę, że małymi krokami do tego dojdę. W końcu kiedyś moja psyche mówiła do mnie też potężnymi migrenami, których teraz już nie miewam, jest więc nadzieja 🤞✌

Gdzieś w czeluściach internetu znalazłam kiedyś takie oto banalne przedstawienie sensu psychosomatologii (niestety nie zapisałam sobie źródła):

Emocje pukają do Twoich drzwi i nie odejdą, dopóki im nie otworzysz, a im dłużej będziesz czekać, tym bardziej gwałtowna będzie konfrontacja …Jeśli nie słuchasz swojego niezadowolenia, mówią do ciebie bólem głowy.
Jeśli nie słuchasz swojego gniewu, przemawiają do ciebie bólem brzucha.
Jeśli nie słuchasz swojego strachu, mówią do ciebie zaparciami.
Jeśli nie słuchasz chęci powiedzenia „nie”, mówią do ciebie dolegliwościami żołądkowymi.
Jeśli nie słuchasz swojej pasji, mówią do ciebie infekcją.
Jeśli nie słuchasz swojej kreatywności i swojego talentu, przemówią do ciebie wzrostem wagi.
Jeśli nie słuchasz swojej emocjonalności, mówią do ciebie zapaleniem skóry.
Kiedy zachorujesz, pamiętaj, by słuchać siebie, bo ciało jest zwierciadłem naszej duszy …

Zostawię to jako podsumowanie 😊

A choć czasem trudno wystać w kuchni, a teraz tez trudniej znaleźć na to czas, to jednak jadłospis i nowe przepisy na cały tydzień przygotowane i znajdziecie je TUTAJ.

—-

Pomóż mi rozwijać mój blog 😊

Podoba Ci się treść Kliknij serduszko pod tytułem
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz

To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję

Follow Me!