Dlaczego jako dzieci czy młodzież uważamy, że rodzice nie mają racji, źle nas wychowują, generalnie wszystko źle robią, a jako dorośli powielamy te same schematy wobec naszych dzieci? Jakim cudem nagle te same metody wychowawcze są prawidłowe, a zakazy czy nakazy konieczne, kiedy jeszcze niedawno uważaliśmy je za bezsensowne, zbyt wiele wymagające, a nawet powiedziałabym nieludzkie? Każde kolejne młode pokolenie skarży się na swoich „starych”, a rodzice narzekają, jaka ta młodzież niedobra: leniwa, nieusłuchliwa, pyskata, nie chce się uczyć, nie sprząta pokoju, słucha za głośno muzyki, tylko by imprezowali, słodycze, chipsy i colę spożywali …
Nie pamięta wół jak cielęciem był ❗
Dlaczego jako dorośli nie widzimy już swojego zachowania z tej perspektywy, z której patrzyliśmy na daną kwestię sami będąc po drugiej stronie tej relacji? Nagle okazuje się, że świat wygląda o 180° inaczej, a rodzice mieli rację??? Zmiana perspektywy zmienia wszystko. Teraz ja jestem tym wychowującym, i skoro wyrosłem na człowieka, to zastosuję te same metody, co moi rodzice, bo jak widać, były właściwe. I taka mnie naszła refleksja: ilu z tych dorosłych, którzy weszli w buty swoich rodziców w kwestii wychowania własnych dzieci, poszło do tychże własnych rodziców i powiedziało: sorki, miałeś / miałaś rację wychowując mnie w taki sposób ? Raczej pojedyncze sztuki. Cała reszta udaje, że metody wychowawcze ich rodziców do zarania uważali za słuszne, więc takie będą najlepsze dla ich własnych dzieci. Czy jednak aby na pewno? Czy rzeczone ich własne dzieci nie stają okoniem, nie buntują się, nie próbują czegoś zmienić?
Trzeba wejść w czyjeś buty 🎯
Pierwsze, co przychodzi mi na myśl jako rozwiązanie, to empatia. Empatii jednak nie można się nauczyć – powiecie. Być może (temat do zgłębienia na później 😊). Można jednak – i to na pewno, bo każdy to potrafi, musi tylko chcieć – spróbować postawić się na miejscu drugiej strony. W końcu jesteśmy już dorośli, a logiczne myślenie, analizowanie sytuacji i wciąganie wniosków to domena dojrzałości, prawda? I akurat w relacji dziecko-rodzic jest niezmiernie łatwo wejść w zrozumienie latorośli: przecież sami byliśmy w tym miejscu ! Co prawda każdy jest inny, ma swoją osobowość, temperament (a dzieci są wypadkową genów wielu ludzi składających się na ich przodków), jednak pewne rzeczy są – bardziej lub mniej – uniwersalne.
Moja młodsza córka powiedziała kiedyś coś w stylu: kompletnie nie rozumiem, o co chodzi moim kolegom, jak się skarżą na swoich rodziców i mówią, że są do d..py. To był jeden z najlepszych komplementów, jakie miałam w życiu przyjemność usłyszeć 😊
Bo można wyzwolić się ze schematów projektowanych na nas w młodości przez starsze pokolenie. Inaczej bylibyśmy ciągle patriarchalnym społeczeństwem, w którym młodzi głosu nie mają, a rodziców w rękę całują, mówiąc do nich OJCZE i MATKO. Wystarczy, że każde kolejne pokolenie choć trochę odpuści, zostawi dzieciom i młodzieży nieco więcej wolnej woli i swobody, niż sami mieli, a ewentualnych uwag nie będzie traktować jak pyskowania, ale wyraz posiadania osobowości 😊
Po co? Bo to procentuje na całe życie.
Z dziecka wyrasta nastolatek, który chłonie życie każdym zmysłem, uczy się (nie chodzi mi o szkołę), zbiera własne doświadczenia. Aż staje się dorosłym, bardziej pewnym siebie i asertywnym, nadal ciekawym świata i otwartym na zmiany. A jeśli jest tłamszony od dziecka na zasadzie: pan każe, a ja łażę? Będzie mu trudno, raczej zacznie od odwrotności powyższego, i wiele pracy będzie musiał włożyć w to, żeby osiągać, zdobywać, a przede wszystkim cieszyć się życiem. Chyba nikt nie chce własnemu dziecku utrudniać ani startu, ani tym bardziej całego życia? Trzeba więc od samego początku ułatwiać. I absolutnie nie chodzi mi tutaj o „rozpuszczanie dzieci” zgadzaniem się na wszystko i brakiem wymagań. Chodzi mi o nieprzekraczanie granicy – która w każdym domu będzie pewnie w nieco innym miejscu – za którą to już nie jest wychowanie pełnoprawnego i efektywnego członka społeczności, ale tresowanie posłusznego żołnierza…
Niekontrolowanie cały czas, oddanie młodemu człowiekowi jego terytorium we władanie (chce żyć w bałaganie? niech żyje! krzykami i karami nie nauczysz dziecka nawyku sprzątania, tylko wykonywania rozkazów pod przymusem; a jak dorośnie, i tak będzie robić po swojemu 😊), przymknięcie oka na błędy i porażki (czy sami ich nie popełniamy w „dorosłym” życiu??) a nawet na gorsze oceny z przedmiotów, które nie leżą w zakresie zainteresowań naszego dziecka. Wspieranie pozytywnych inicjatyw (nawet, jeśli nie do końca my sami mamy z tym po drodze), pozwalanie na wyrażanie siebie (także w stroju, fryzurze, zachowaniu, umeblowaniu pokoju, doborze przyjaciół), mądre wspieranie w konfliktach z otoczeniem (również z nauczycielami czy jeszcze starszym pokoleniem!). No i przede wszystkim dawanie przykładu. Zrozumienia. Żadnego: ja w Twoim wieku (no chyba że: „Ja w Twoim wieku pracowałam 2 miesiące nad morzem, jeśli chcesz, też możesz pojechać” 😊).
A kolejna refleksja jest taka: ci wymagający rodzice jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stają się rozpuszczającymi wnuki dziadkami… Nierzadko wtrącającymi się do sposobu ich wychowania, bo przecież ich własne dziecko najwyraźniej wychowało się z wilkami 😉
Takie mnie dzisiaj naszły przemyślenia przy okazji otwarcia fiszki od BLOG OJCIEC pt. „Agresja rodzica – jak sobie radzić z własną złością?”. Do fiszki dopiero zajrzałam i przeczytałam wstęp, a już takie refleksje, co to będzie, jak przeczytam całość! Pewnie kolejny tekst będzie 😉
Co do kuchni, też warto dawać dzieciom przykład, gotując domowe posiłki, przygotowując „zdrowe” śniadania, a nawet słodycze – bo to zaprocentuje podwójnie: nauczy je zdrowych nawyków, a my sami też będziemy zdrowsi 😊 A jadłospis na cały nowy tydzień znajdziecie TUTAJ.
—-
Pomóż mi rozwijać mój blog 😊
Podoba Ci się treść ❓ Kliknij serduszko pod tytułem ❗
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie ❗
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz ❗
To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję ❗
