o sukcesie
NA TEMAT

O sukcesie.

Codziennie rano mam zadanie, które wymaga ode mnie nieco skupienia i uwagi, a właściwie skupienia uwagi na sobie. We środę w trakcie wyciszania się i słuchania muzyki (słucham takiej „w tle” nawet w trakcie pracy na komputerze, chętnie z dźwiękami przyrody, bo to działa na mnie zajedobrze 😉 dlatego polecam wszystkim ) przyszło mi do głowy zdanie:

żadna świetlana, wygodna, beztroska przyszłość nie jest warta zaharowywania się teraz ❗❗

Musi być granica, której nie przekraczam, lub przekraczam ją na bardzo krótko i dla czyjejś (mojej lub cudzej) korzyści, czy też może lepiej powiedzieć: dla czyjegoś dobra. Muszą być mniejsze lub większe przyjemności, i musi być czas na dolce far niente (słodkie nicnierobienie – uwielbiam tą koncepcję 🎯 ). Każdy będzie miał to w różnych proporcjach, w zależności od cech charakteru i aktualnego etapu w życiu, ale równowaga musi być zachowana 😊

Zastanowiłam się chwilę, skąd taka myśl akurat w tym momencie Może dlatego, że osoba, o której wtedy myślałam, kojarzy mi się z tym tematem Jak tylko postanowiłam tą refleksję zapisać, od razu znalazłam i drugi zapalnik. Rano przeczytałam post Mateusza Grzesiaka pt. „Sukces w 2021” – o tym, jak pewne sytuacje w życiu, a właściwie wydarzenia całkowicie od nas niezależne = zmiana reguł, mogą zmieniać postrzeganie świata i samego pojęcia sukcesu. Zakładam, że Mateusz pisał o sobie, jednak widzę w tym wiele prawdy dla każdego. Takie wydarzenia mogą dotyczyć nas (np. choroba, problemy w prowadzonej działalności gospodarczej itp.), naszych bliskich, czy też większej części społeczeństwa – jak trwająca już rok sytuacja z pandemią, która – mniej lub bardziej – nadal ma wpływ na życie KAŻDEGO człowieka.

Nigdy nie miałam wizji bogactwa, nigdy nie czułam takiej potrzeby – począwszy od  „rzeczy z Pewexu” (w szkole podstawowej dzieciaki chwaliły się nawet gumami do żucia; kto pamięta gumy z Kaczorem Donaldem  to było coś 👌), poprzez „markowe” ciuchy czy wakacje „w tropikach”, na drogich furach i luksusowym domu / domach skończywszy. To nigdy nie była „moja bajka” 😊 Może dlatego, że najnormalniej w świecie jestem ZADOWOLONA z tego co mam Może nie w 100%, ale niemal 🥇

Jak niemal każdy – lubię żyć wygodnie, każdy jednak ma inne na tą wygodę spojrzenie 😊

Co nie znaczy, że nie lubię „mieć więcej” – wręcz przeciwnie, nigdy nie miałam trosk finansowych, po prostu gospodarowałam tym, co miałam, a że miałam coraz więcej, to jakoś tak samo się działo 😁 Lubię czasem kupić sobie coś ładnego (choć teraz częściej moim córkom niż sobie 😉 ), zrobić coś dla siebie czy dla kogoś, kupić od jednego, żeby podarować drugiemu, pojechać na wakacje takie, jak mi się podobają i na których wypocznę, a nie jakimi można się chwalić w internetach (dobrze, że mój mąż pod tym względem ma podobne zdanie, przy czym on nawet chwali się w intenetach 😁 ).

Po co więc się zarzynać Przyznaję, pracując w Wydawnictwie co sezon zajeżdżałam się coraz bardziej – psychicznie i fizycznie. Mój kręgosłup tego nie wytrzymał i konsekwencje ponoszę do dzisiaj. Ale robiłam to za pieniądze, nie dla pieniędzy. Za mniejsze pieniądze pewnie bym tego nie robiła, to fakt. Ale motywacją była sama praca, którą uwielbiałam – dawałam ludziom to, czego akurat potrzebowali dla swojej firmy od mojej branży, czyli kalendarze. Czasem tworzyłam coś od początku do końca, pod indywidualne zamówienie. To był mój żywioł. Kiedy okazało się, że stracę tą pracę, zrobiło mi się niezmiernie smutno. Odpracowałam żałobę solidnie (w jakieś 2 godziny, choć do dziś zdarza mi się mieć mokre oczy, jak o tym pomyślę). Jednak czy potrzebuję etatu, żeby robić to, co mnie kręci ❓❓

Absolutnie nie

Druga połowa 2020 roku była pracowita, a ostatni kwartał – wykreślony z życia prywatnego, aż do Bożego Narodzenia. Znowu ciężko pracowałam, tym razem „na swoim”. Długo „odchorowywałam” ten sezon i nigdy więcej. Co nie znaczy, że zmieniam branżę Wręcz przeciwnie – kalendarze nadal są moją pasją, dawanie klientowi produktu zindywidualizowanego i spełniającego jego potrzeby to jest to, czym mam zamiar zajmować się nadal. Tyle że teraz, poza sezonem, rozwijam wyłącznie moją pasję kulinarną i prowadzę bloga. Do tego nadal mam umowę na pisanie artykułów i redakcję kwartalnika dla Stowarzyszenia. I starczy.

Na kalendarze przyjdzie czas w drugiej połowie roku. I zorganizuję pracę tak, żeby się nie zajeżdżać, bo nawet (a może tym bardziej) uprawianie pasji nie jest tego warte 🎯 Mając odpowiednie zaplecze, przede wszystkim w postaci odpowiednich ludzi, będę mogła zrobić jeszcze więcej 💪 Pewna presja zostanie, bo to jednak wielka odpowiedzialność prowadzić taką działalność, jednak mając luz „z tyłu głowy” w drobnych sprawach, można robić rzeczy duże, a nawet wielkie 🥇

Reasumując: warto przeorganizować sobie pracę, a nawet życie, żeby nie żyć pod ciągłą presją. Nawet jeśli mniej zarobisz, oszczędzisz swoje zdrowie fizyczne i psychiczne – to wielka korzyść, bo sporo kosztuje odzyskiwanie zdrowia, a niektórych rzeczy nie da się cofnąć. Weź też pod uwagę, że uwolniony umysł staje się kreatywny – mózg zawsze musi mieć coś do roboty – i życie na nieco mniejszych obrotach może Ci się po prostu opłacać 🎯

Za Mateuszem powtarzam więc dzisiaj: OSIĄGNIJ TAKI SUKCES, a od siebie dodam: JAKIEGO TY SAM PRAGNIESZ 💯

A czym jest osiągnięcie sukcesu w kuchni? Jak (prawie) wszystkim biesiadnikom smakuje 🤣 Jadłospis na ten tydzień znajdziecie TUTAJ.

Pomóż mi rozwijać mój blog 😊

Podoba Ci się treść Kliknij serduszko pod tytułem
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję

Follow Me!