o tradycji - przedświąteczne sprzątanie
NA TEMAT

O tradycji

W związku z faktem, że Święta Bożego Narodzenia naprawdę stoją już za rogiem i za tydzień wyjdziemy na ostatnią prostą, chciałam dzisiaj przypomnieć wszystkim – ale to absolutnie wszystkim – że tradycja nie może oznaczać poświecenia w imię przekazywanych z pokolenia na pokolenie „zasad”.

Z jednej strony nadchodzące Święta są już tak bardzo skomercjalizowane, że mogłoby się wydawać, że kultywowanie tradycji świątecznych przywraca ich prawdziwy sens. Wiele w tym racji, i zachęcam do kultywowania wspólnych posiłków (zapraszam do poczytania o polskiej tradycji biesiadowania w „O tradycji”), radosnych rozmów, osobistych (niekoniecznie drogich) podarków. Do wspólnego przygotowywania domu i dań na ten wyjątkowy czas. I oczywiście do gotowania z sercem, a nie z przymusu (o czym pisałam rok temu w „O świętowaniu”).

Zalecam jednak zastanowienie się nad różnymi innymi „rodzinnymi tradycjami”, które wcale a wcale nie zachęcają do Świąt, potrafią skwasić atmosferę na wiele dni przed i na wiele dni po, i zwykle budzą niemiłe skojarzenia z tym przedświątecznym czasem. W związku z czym wielu ludzi po prostu przestaje lubić święta. Mam na myśli takie – głęboko zakorzenione w polskiej kulturze – kwestie jak: sprzątanie domu na wysoki połysk – bo co rodzina powie, jak okna nie będą umyte albo kurz na szafie zostanie; strojenie domu zgodnie z najświeższą moda i kolorystyką, żeby nie odstawać od innych (łącznie z morzem światełek w domu i na zewnątrz, które nie dość, że przeszkadzają spać sąsiadom, generują wysokie rachunki za prąd, to jeszcze dokładają się do masy plastiku, który trafia na wysypiska śmieci; kupowanie prezentów z intencją, żeby innym oko zbielało, i w związku z tym nerwowe latanie po sklepach lub przeglądanie tysiąca stron internetowych; gotowanie 12 różnych i wymyślnych dań, co najmniej pięciu ciast i dziesięciu różnych rodzajów ciasteczek; strojenie rodziny na wysoki połysk, żeby pasowali do wypucowanego i ozdobionego domostwa, a jednocześnie przynosili chlubę Pani Domu; tutaj może jeszcze chcielibyście coś dopisać, ja chętnie dowiem się, jakie jeszcze macie „tradycje” świąteczne, które nie uprzyjemniają przygotowań ani samego świętowania, i powodują, że po Świętach odetchniecie z ulgą?

W takich sytuacjach – kiedy słyszę „bo taka jest tradycja” – zwykle przytaczam opowieść o szynce, dzisiaj jednak chciałabym podzielić się przypowieścią Anthonego de Mello z książeczki „Śpiew ptaka”:

Kot pewnego guru

Co wieczór, gdy guru zasiadał
do odprawiania nabożeństwa,
łaził tamtędy kot należący do aśramu,
rozpraszając wiernych.
Dlatego góry polecił, by kota związywać
podczas nabożeństwa.

Długo po śmierci guru
nadal związywano kota
w czasie wieczornego nabożeństwa,
a gdy kot w końcu umarł,
sprowadzono do aśramu innego kota,
aby móc go związywać
w czasie wieczornego nabożeństwa.

Wieki później uczniowie guru
pisali wielce uczone traktaty
o istotnej roli kota
w należytym odprawianiu nabożeństwa.

Tak więc zalecam zdrowy rozsądek, bo Święta i tak się odbędą, czy te okna będą umyte, czy nie! I jak we wszystkim: będzie Was to denerwować tylko wtedy, kiedy Wy sami pozwolicie, żeby zabierało Wam to spokój 😊

Proponuję więc tworzyć własne, nowe tradycje świąteczne, cieszyć się okresem przedświątecznym i samymi Świętami, które przecież niosą ze sobą nowe otwarcie, nowy rok, nowe życie. W kuchni pichcić z radością, przy stole świętować z umiarem (O zdrowych świętach). By z żalem zostawić ten czas za sobą, a za rok wejść w niego ze spokojem i szczęściem w sercu 😊

A jadłospis na ten tydzień znajdziecie TUTAJ.

—-

Pomóż mi rozwijać mój blog 😊

Podoba Ci się treść Kliknij serduszko pod tytułem
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz

To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję

Follow Me!