Kiedy pisałam o schemacie nadmiernych wymagań / nadmiernego krytycyzmu czy schemacie porażki, akcentowałam, jaki wpływ mają takie schematy na rodzenie się perfekcjonizmu, wynikającego z ciągłej potrzeby bycia możliwie najlepszym we wszystkim, starania się i udowadniania sobie czy innym.
Wspomniałam też o tym, jak kiedyś usłyszałam od matki: „Dlaczego ten minus przed piątką?”. Według mnie to wydarzyło się raz, jedyny raz – być może wtedy zostało to wypowiedziane, a poza tym po prostu wisiało w powietrzu. Bo chyba niemożliwe, żeby to był mój pierwszy minus??? Tak czy inaczej to z pozoru niewinne wydarzenie utkwiło w mojej pamięci na mur, podczas kiedy inne wspomnienia z dzieciństwa są nie dość, że nieliczne, to jeszcze raczej neutralne emocjonalnie. Zresztą – to z dzienniczkiem ocen też wydawało mi się zawsze neutralne: ok, powiedziała, ale specjalnie mnie to nie obeszło, po prostu zabrałam podpisany dzienniczek i wróciłam do swojego pokoju i swoich spraw. Ale jak stwierdził Grzegorz Zięba, mój trener z Projekt Człowiek Akademia Techniki Transformacji, to nie może być przypadek, że akurat TO pamiętam… I w świetle mojego zauważonego i przepracowywanego od dłuższego czasu perfekcjonizmu, dążenia do bycia na połysk i potrzeby prezentowania się w każdej sytuacji z jak najlepszej strony, chciałam nawiązać dzisiaj do tematu, który poruszony został ostatnio w grupie Strefa Psyche Uniwersytetu SWPS. Jest to artykuł, udostępniony przez jednego z członków grupy, ze strony pulsmedycyny.pl i dotyczy podejścia młodych do nauki. Dr Atroszko z Uniwersytetu Gdańskiego stawia w nim odważną tezę: :”Co siódmy młody Polak może być uzależniony od uczenia się”.
Moim zdaniem mówienie o uzależnieniu to zbyt daleko idące wnioski.
Kiedy głębiej przyjrzeć się temu zjawisku, to, jakie jest źródło nadmiernego przykładania wagi do nauki, może decydować o takiej a nie innej klasyfikacji. Uzależnienie brzmi poważnie i zwraca uwagę, że oto jest problem, a nawet „niemal epidemia” (cytat z artykułu!). Czy dlatego właśnie autorzy badań nad stosunkiem młodych ludzi do nauki używają właśnie tego słowa? Tego nie wiem 😉 Jednak – odcinając się od potencjalnych intencji zespołu badawczego – polemizować będę wyłącznie z tezą o uzależnieniu.
Według badacza z Uniwersytetu Gdańskiego o uzależnieniu przesądza powtarzalność, nagradzający charakter (przyjemność lub zmniejszenie dyskomfortu), kompulsywność (wewnętrzny przymus), brak kontroli, objawy odstawienne oraz w dłuższej perspektywie czasu negatywne konsekwencje (np. problemy zdrowotne, problemy z funkcjonowaniem w innych sferach życia). W przypadku uczenia się, jako przykład podaje on naukę „na zapas”, z wyprzedzeniem, nawet w weekendy czy święta. W przypadku niemożności zrealizowania planów związanych z nauką – wskazuje na poirytowanie, leki, a nawet bezsenność czy bóle głowy.
Zgadzam się, że w przypadku „nadmiernego” przykładania wagi do nauki pojawiają się problemy zdrowotne. Ale to chroniczny stres związany z dążeniem do zaspokojenia własnych czy cudzych oczekiwań jest przyczyną zaburzeń lękowych, depresji, problemów gastrycznych itp. A nie uzależnienie od nauki. Bo z której strony by nie patrzeć na ten stan, to zawsze źródło jest na zewnątrz. A nie wewnątrz, jak przy uzależnieniach.
Dziecko czy młody człowiek, grając w gry, jedząc słodycze i pijąc słodzone napoje czy tzw. energetyki, paląc papierosy czy biorąc narkotyki – robi to, bo SPRAWIA MU TO PRZYJEMNOŚĆ. Tymczasem ucząc się ponad miarę, bardzo rzadko robi to dla siebie. To znaczy robi to dla siebie, ale w takim rozumieniu, że robiąc to, spełnia wymagania rodziców czy otoczenia, realizuje swoje wysokie ambicje (też zwykle budowane i podsycane przez rodziców), lub ze strachu przed byciem odrzuconym w środowisku, które podkreśla, że wykształcenie to wyznacznik wartości człowieka, itp. itd. Innymi słowy, najczęściej jest to po prostu sposób na uzyskanie walidacji w oczach rodziców i otoczenia.
Nieuświadomiony czy uświadomiony – w młodym wieku to nie ma znaczenia.
I tutaj zgodzę się, że system edukacyjny, zapyziały i staromodny, polegający na wyrównywaniu szans (czyli poziomu lepszych do słabszych) i oceniający za stosowanie się do szablonów, zamiast za kreatywność, zwiększa stres związany z uczeniem się wielokrotnie. Jak choćby nauka języka obcego – to samo można powiedzieć na wiele sposobów lub używając różnych słów, i od osobistych preferencji nauczyciela zależy, czy zaliczy (sens jest) czy skreśli (bo jemu chodziło o inne słowo). Jak matematyka – można dojść do tego samego wyniku na różny sposób. Jak interpretacja wiersza czy innego utworu literackiego – jedyna słuszna, bo wyznawana przez konkretnego polonistę. Przykłady można by mnożyć i mnożyć. Wszystko to sprawia, że nauka w szkole to jeden wielki stres, a presja ze strony rodziców i otoczenia na „dobre stopnie”, „ogólnokształcące wykształcenie” i „minimum wiedzy u inteligentnego człowieka” dociska jak kamień kiszoną w glinianym garnku kapustę. I jak ta kapusta, młody człowiek musi upuszczać gazu. Jak nie upuszcza, tylko na pełnej petardzie sam siebie przymusza do spełniania tych wszystkich wymagań, żeby czuć się akceptowanym, to jak ta przytkana kapusta – się psuje. Zaczyna chorować, na ciele, i w głowie. Ale nadal nie ma to nic wspólnego z uzależnieniem – moim skromnym zdaniem 😊
Z inną konkluzją zawartą w artykule zgodzę się w 100% : do problemu nie można podchodzić, jak do gaszenia pożarów. Rozwiązaniem jest prewencja. Tyle że nie wśród dzieci i młodzieży, bo to nie one są źródłem problemu! Dzieci zawsze będą robić to, co w ich mniemaniu zasługuje na aprobatę rodziców czy otoczenia. Upowszechnianie kwestii niezdrowej motywacji do nauki musi trafiać do rodziców i nauczycieli, czyli wszystkich ludzi, którzy zajmują się wychowaniem dzieci. Wtedy można będzie mówić o prewencji tego problemu.
„W idealnym systemie edukacji nauczanie nie byłoby piętnowaniem każdej pomyłki, ale indywidualnym podejściem do dziecka, rozwijaniem jego kompetencji – czyli jak najmniej formalnego oceniania, a jak najwięcej zindywidualizowanej informacji zwrotnej.”
Utopia? A niby dlaczego?
Zacznijmy od siebie, każdy w swoim domu, od zauważenia, w czym nasze dziecko jest naturalnie dobre, co je interesuje, pasjonuje. Pielęgnujmy to w nich. Przymykajmy oko na słabe wyniki w tym, co nie leży w zakresie zainteresowań naszego dziecka. Wspierajmy, dając tyle akceptacji, ile dziecko potrzebuje.
To będzie najlepsza prewencja 🙂
Nie będę tutaj rozpisywać się, czy można się uzależnić od gotowania, ale myślę, że dokładnie tak samo, jak w przypadku uczenia się, może występować presja zewnętrzna lub wewnętrzna na efekt. Jako perfekcjonista na odwyku doskonale to rozumiem 😁 A jadłospis na nowy tydzień znajdziecie TUTAJ.
—-
Pomóż mi rozwijać mój blog 😊
Podoba Ci się treść ❓ Kliknij serduszko pod tytułem ❗
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie ❗
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz ❗
To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję ❗
