Z poprzednich tekstów O schematach oraz O radzeniu sobie wynika jeden podstawowy wniosek: schematy rządzą. Rządzą naszymi myślami, naszymi emocjami, naszymi reakcjami. Decydują o naszych wyborach i zachowaniach. Jako – często nieświadome – przekonania zabierają sporą część radości, jaką może (i powinno ❗) dawać nam życie. Może więc to my zaczniemy rządzić schematami, zamiast poddawać się ich wpływowi?
Żeby tak się stało, musimy je lepiej poznać! Nie da się „walczyć z niewidzialnym wrogiem”, czyli z czymś, o czym nie wiemy, że nas dotyczy, dlatego warto poszukiwać odpowiedzi. Poznałam teorię wczesnych schematów nieadaptacyjnych i wiele mi to wyjaśniło. Jednak żeby coś poradzić na te, które widzę u siebie, trzeba je lepiej poznać, prawda? Sens połączenia bieżących problemów z ich źródłami w dzieciństwie znajdowałam już wielokrotnie, wynikająca z tego praca nad moim perfekcjonizmem (i paroma innymi dysfunkacjami) trwa i pisałam o tym nie raz. Teoria schematów podpowiedziała mi jednak kilka dodatkowych słabych punktów, które po wzmocnieniu czy przemianie mogą znacznie zwiększyć mój komfort życia i pozwolić odzyskać niezauważalnie tracony przez lata dobrostan.
Szczerze powiem, że po pierwszym czy drugim przeczytaniu listy schematów i ich krótkiej charakterystyki (O schematach) kilka z nich widziałam u siebie wyraźnie, niektórych w ogóle. Jednak po głębszej analizie konkretnych zachowań oraz poznaniu przykładów, oniemiałam… Nie spodziewałam się, że aż tyle z nich mnie dotyczy! Mogłoby się wydawać, że jak człowiek nie ma problemu, to go sobie wymyśla. Jednak teraz widzę, w którym miejscu dany schemat zaczyna być niewspierający dla mnie, a nawet więcej: gdzie określony, wybierany przeze mnie najczęściej styl radzenia sobie ze schematem stawia mi przeszkody na drodze do sprawnego działania i zwyczajnie do odczuwania szczęścia ☹
Przyglądając się „wczesnym schematom nieadaptacyjnym” podzieliłam je na własny użytek na powiązane ze sobą grupy tematyczne po 3-4 schematy – wyszło mi pięć kategorii. Usystematyzowanie i logiczne powiązanie tematów od razu poprawiło moje zrozumienie tematu – mój analityczny umysł uwielbia takie układanie kloców 😁
Ale do brzegu…
Pierwsza MOJA kategoria to schematy wynikające bezpośrednio z bliskich relacji, do których zaliczyłam:
- deprywację emocjonalną – przekonanie, że moje potrzeby emocjonalne nie są ważne i nie zostaną zaspokojone przez innych
- opuszczenie/niestabilność więzi – przekonanie, że bliskie mi osoby prędzej czy później odejdą
- nieufność/skrzywdzenie – przekonanie, że inni mogą mnie zranić, wykorzystać, oszukać bądź poniżyć
- zahamowanie emocjonalne – przekonanie o tym, że powinienem tłumić swoje spontaniczne emocje i impulsy
Na pierwszy rzut oka największy problem widzę u siebie z ostatnim punktem: zahamowaniem emocjonalnym. Potwierdza to też na pewno Ci, którzy nieco lepiej mnie znają. Spontaniczność to stanowczo nie moja bajka; złość piękności szkodzi, czyli nie warto poddawać się uczuciu gniewu; okazywanie słabości mi umniejsza; okazując uczucia narażam się na odrzucenie lub ośmieszenie; jestem racjonalna do bólu i dobrze mi z tym… Ile przekonań w jednym zdaniu! I to całkiem poważnie ograniczających, nie sądzicie? A to tylko jeden schemat.
Wyrażanie emocji i spontaniczność są czymś niepożądanym, bo schemat podpowiada: „Możesz utracić kontrolę nad własnym zachowaniem, a nawet zostać skrytykowanym przez innych! Lepiej blokuj swoje spontaniczne reakcje – zarówno te ‘złe’, jak i te ‘dobre’ – i nie obnoś się z uczuciami”.
Skąd taki schemat?
Chyba większość dzieci wykazuje spontaniczność i żywo wyraża swoje emocje, bez względu na miejsce i sytuację. To jest po prostu naturalne. Wychowanie w zasadzie ma na celu przekazanie dziecku umiejętności kontrolowania swoich emocji i wyrażania ich w sposób szanujący jego własne oraz innych ludzi prawa i uczucia. Niestety często przyjmuje to formę zbyt rygorystycznego podchodzenia do „zachowania” dziecka i zabierania mu prawa do spontaniczności, co zwykle związane jest z represjami wynikającymi z łamania ustalonych przez rodziców/opiekunów zasad „bycia grzecznym”. Rodzic, który sam tłumi emocje, może przekazać taki model zachowania i stylu bycia dziecku, dla którego jest autorytetem – i to najłagodniejsza forma załapania takiego schematu. Znacznie gorsze jest bycie wiecznie karconym, a nawet zawstydzanym, za wyrażanie emocji. Tak wyglądało moje dzieciństwo i młodość: notoryczne uwagi, przytyki, nie raz uważane zapewne za „żartobliwe” i nieszkodliwe. Do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego na przykład dziecko nie może się „kręcić” na krześle? Czy jest lalką, żeby siedzieć bez ruchu? Czy to źle, że młody człowiek ma ochotę zajrzeć w każdy kąt, zapytać o wszystko, czego nie wie lub nie rozumie, dotknąć, powąchać, spróbować? Tak poznaje się świat.
Ale nie w rodzinie, w której dziecko ma być „grzeczne”.
I w zasadzie nawet nie potrafię dojść, skąd to się brało. Nie pamiętam, żeby któreś z dziadków było specjalnie rygorystyczne, ale też bardzo dobrze znałam tylko jedną – fantastyczną – babcię, pozostałych bardzo słabo lub w ogóle. Może powinnam zapytać o to rodziców, żeby zrozumieć? W zasadzie i tak byłam w całkiem niezłej sytuacji, bo ekstremalne źródła zahamowań emocjonalnych to przemoc – spontaniczność, a więc na przykład głośna zabawa, śmiech czy płacz, mogą powodować atak na dziecko, czyli krzyk, a nawet bicie, lepiej więc nie rzucać się w oczy; lub doświadczanie ataków histerii, z którymi rodzic nie umie sobie poradzić, czy obserwowanie osoby dorosłej, tracącej kontrolę nad własnym przeżywaniem, co kojarzy się później z falą uczuć nie do zatrzymania – lepiej więc zablokować odczuwanie zawczasu.
Dlaczego jednak hamowanie emocji nam nie służy? Mogłoby wydawać się, że to takie „dorosłe”.
Tymczasem tłumienie gniewu rodzi różnego rodzaju frustracje (graniczące z wrogością do obiektu złości, a z czasem nazbiera się i do całego świata), a po pewnym czasie grozi wybuchem niszczycielskiego wulkanu, w którym wyleją się niejedne zaszłe żale. Jednocześnie otoczenie może nie mieć pojęcia o naszym niezadowoleniu, nie ma więc możliwości odpowiedzenia na niepostawione zarzuty, co może wyglądać na ignorowanie nas i naszych uczuć. Na dodatek skrywanie złości nie służy naszemu zdrowiu, ani psychicznemu, ani fizycznemu! Wiele chorób ma swoje podłoże w takich blokowanych „negatywnych” emocjach…
Również tłumienie „pozytywnych” uczuć ma wiele minusów: przede wszystkim zabiera nam radość z przeżywania życia i wielu przyjemnych czynności, jak taniec, seks, spotkania towarzyskie, wyjście do kina czy teatru, przebywanie na łonie natury, ciepła pachnąca kąpiel itp. itd. Poza tym blokowanie okazywania emocji może sprawiać wrażenie chłodu, sztywności, a nawet wyniosłości czy zblazowania, przez co można być mniej atrakcyjnym towarzysko; oczywiście to zależy, w jakim otoczeniu chcemy przebywać, bo profesorskie grono czy „wyższe sfery” z kijem w tyłku na pewno świetnie czują się w swoim towarzystwie 😁 Poza tym, robiąc za „twardziela” trudniej jest uzyskać wsparcie, skoro nikt nie może zobaczyć, że go potrzebujemy! Zahamowanie emocjonalne powoduje oczywiście trudności w okazywaniu bliskości czy troski, co ma zwykle negatywny wpływ na relacje przyjacielskie, rodzicielstwo czy związki, szczególnie, jeśli partner ma problem ze schematem niestabilności więzi, przez co potrzebuje więcej niż inni „dowodów” zaangażowania…
Natomiast racjonalizacja wszystkich działań i emocji – a nawet ich lekceważenie – po prostu pozbawia nas radości życia. Praktyczne wybory dają zadowolenie, ale zabierają przyjemności: przebywanie we własnym ogrodzie jest spoko (nieziemsko spoko, jak dla mnie 😍), ale czasem warto „gdzieś” pojechać. Czasem warto kupić sobie coś czy coś zrobić tylko dla przyjemności ❗ Zgadzam się z tym w 💯 %, choć z tyłu głowy mam zawsze odruchową odpowiedź: po co mi to, skoro to, co mam, jeszcze się sprawdza? Tutaj łatwo jest też przedobrzyć w drugą stronę, aż po zakupoholizm, co zwykle rekompensuje braki zadbania emocjonalnego, odczuwane na poziomie nieświadomym…
Czasem ze schematem zahamowania emocjonalnego łączy się spore przywiązanie do rytuałów i upodobanie rutyny, co może się przydać w niektórych zawodach (jak księgowy 😊), jednak wiąże się też jednocześnie z trudnością w adaptowaniu się do nowych sytuacji. Cóż, znam to z autopsji: zmiana nie jest tym, co lubię, a bezpieczny komforcik owszem 😁
Jak sobie radzę ze schematem zahamowania emocjonalnego w moim życiu? Czasem się mu poddaję, tłumię emocje i staram się zachować spokój bez względu na sytuację – choć od kiedy wiem, że tłumienie emocji WCALE nie jest dobrym wyjściem z każdej sytuacji, staram się reagować adekwatnie. Niestety, równie często po prostu unikam – kiedy to możliwe – sytuacji, w których ludzie wyrażają emocje lub o nich mówią, choć to zależy od kontekstu, ludzi, miejsca. Obawa przed byciem ocenianym w kontekście zachowania nadal – nie raz i nie dwa – robi ze mnie sztywniarę, która nie wie, co powiedzieć czy jak zareagować, żeby … „dobrze wypaść”? Tak, chyba to jest dobre określenie 😉 Przyjmowanie życzeń z jakiejś okazji, a co gorsza ich składanie – to jest dopiero wyzwanie! Z kategorii tych, których unikam jak ognia 😁 A przecież to nic takiego ❗ Achaaaa… Popracuję nad tym schematem, to może i będzie to bułka z masłem, na razie nie jest…
Jak więc pracuje się ze schematem, kiedy już nauczymy się go zauważać?
Najpierw trzeba ocenić, czym dla nas jest: zrobić bilans zysków i strat.
Co mi daje schemat zahamowań emocjonalnych? Poczucie stałości i bezpieczeństwa (pozorne), być może też opinię zrównoważonej, poważnej i „mądrej” osoby? Chyba nic więcej…
Czym za to płacę? Radością życia, straconymi szansami, bliskimi relacjami z ludźmi, byciem niezrozumianą i niewysłuchaną, brakiem wsparcia w trudnych chwilach, niezadowoleniem z siebie, kiedy odpuszczam coś tylko dlatego, że mam jakieś wyimaginowane obawy … I bilans wychodzi nieco negatywnie, jak sądzę…
Kolejnym krokiem jest praca nad rozpoznawaniem własnych emocji, własnego sposobu ich przeżywania, sposobu ich przeżywania przez innych ludzi i refleksji, co właściwie chcielibyśmy czuć w konkretnych sytuacjach, gdyby nie robił tego za nas schemat? Jaka jest skala danej emocji i czy potrafimy się po niej poruszać? Ćwiczenie czyni mistrza, warto więc zacząć od najniższego stopnia skali i stopniowo – w kolejnych sytuacjach – sprawdzać, jak czujemy się na wyższym.
A jeśli problemem jest spontaniczność, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego mam z tym problem? Bo byłam za spontaniczność strofowana, czyli oceniana, i tego podświadomie oczekuję, wobec czego kontroluję niemal każde słowo i zachowanie. Automatycznie. Sposobem na to jest wchodzenie w sytuacje, w których obawiam się oceny, z większym luzem, i obserwowanie swoich reakcji, i reakcji otoczenia. Dobrze, jeśli jest to przychylne otoczenie; ale jeszcze lepiej całkiem nowe – bo wtedy nikogo to nie zdziwi, nie oburzy, nie rozśmieszy, skoro nie znają poprzedniego „wcielenia”, prawda? Może się okazać, że nasze obawy są znacznie przesadzone. A wtedy możemy rozszerzać działania na kolejne życiowe sytuacje, w których nieco więcej spontaniczności znacznie uprzyjemni nam życie 😊
Więc może nauczę się w końcu wyrażać siebie, zamiast się blokować?
W tym tygodniu planuję zauważać uaktywnianie się we mnie schematów zahamowania emocji i moje reakcje, myśli, emocje, działania. To naprawdę trudny i wymagający dla mnie temat, więc trzymajcie kciuki 👍. Może nawet uda mi się zastosować którąś z metod zmiany schematów?
„Twój los zależy od twoich nawyków.”
Brian Tracy
A jak u Was z wyrażaniem emocji?
O pozostałych schematach – za tydzień, bo już i tak przydługi tekst może nużyć 😉
Czy zahamowanie emocjonalne odbija się jakoś na stosunku do kuchni? Wpływu na samo gotowanie nie widzę. Wręcz przeciwnie: to w trakcie pichcenia najczęściej śpiewam na głos lub podryguję w rytm muzyki, którą sobie zapuszczam specjalnie na tą okazję 😊. Spontan często występuje też w kwestii kompozycji dania, doboru składników czy przypraw. Czy to znaczy, że ta dziedzina w moim życiu powinna być wzorcem dla innych kwestii? Chyba nie, bo jednak kiedy gotuję dla gości, to już nieco bardziej się spinam i zależy mi na efekcie… Jednak zwykle mam flow, tak jak przy gotowaniu dań, które Wam polecam na moim blogu, i z których komponuję cotygodniowe jadłospisy – jak ten TUTAJ 😊
—-
Pomóż mi rozwijać mój blog 😊
Podoba Ci się treść ❓ Kliknij serduszko pod tytułem ❗
Blog żyje z odwiedzin: zapraszam Cię ponownie ❗
Pomóż innym mnie znaleźć: udostępnij – poniżej znajdziesz ikony, dzięki którym łatwo to zrobisz ❗
To dla mnie ważne 😊 Z góry dziękuję ❗
